Post illa verba

Naleśniki z poprzedniego przepisu mają jedną wadę: są ciężkostrawne. Okazało się, że kuchnia meksykańska nie bez powodu jest cholernie ostra.

Następnym razem dodamy więcej chili ;)

Naleśniki z mięsem mielonym...

...czyli dlaczego niektórym potrawom nie należy robić zdjęć, choćby nie wiem jak były smaczne. Proszę wierzyć mi na słowo; nawet przez minutę nie zastanawialiśmy się, czy wyciągnąć aparat i jakoś zilustrować ten przepis. Zabraliśmy talerze i oddaliliśmy się celem wchłonięcia. Ach, jeszcze kilka słów co do samego przepisu - znaleziony w sieci, zmodyfikowany przez nas. W oryginale widnieje 50g mięsa (500g to akurat moja nieuwaga i niezamierzona fantazja, ale było dobre, więc zostawiamy), po pół papryki zielonej, żółtej i czerwonej, jeden ząbek czosnku, a z przypraw, poza solą i pieprzem, figuruje wyłącznie papryka mielona oraz tymianek.

Składniki (na 3 porcje, po dwa naleśniki na osobę):
6 cienkich, naleśnikowych placków
500g mięsa mielonego wieprzowo-wołowego,
2 papryki: czerwona i żółta,
2 pomidory,
duża cebula,
3 łyżki oleju,
kilka ząbków czosnku (myśmy użyli czterech),
papryka słodka i ostra,
oregano,
majeranek,
szczypta chili,
sól i pieprz.

Przygotowanie:
Paprykę i cebulę zeszklić na oleju, dodać mięso i smażyć, aż będzie gotowe. Ciepnąć do tejże mamałygi dwa obrane ze skóry pomidory, pokrojone w kostkę, a także czosnek, przeciśnięty przez praskę oraz wszelkie proszki i dekokta do smaku. Myśmy solidnie sypnęli temi przyprawami, zwłaszcza papryką obojga rodzajów. Należy uważać z jednoczesnym dodawaniem pieprzu i chili - czasami lepiej z czegoś zrezygnować i nie paść z ręki Scoville'a. Rozbrajająco bulgoczące nadzienie zostawić na małym ogniu, coby trochę odparowało, a następnie wykładać na jeden naleśnikowy placek i zawijać. Teoretycznie po tych wszystkich zabiegach powinno się taki zawój obsmażyć  na oleju, tyle że perspektywa większej ilości tłuszczu podziałała na mnie dość odpychająco. Rafał przed zwinięciem nałożył sobie na pomidorowo-mięsny miks kilka paseczków sera; pomysł bardzo niegłupi i w zasadzie zgodny z oryginałem, polecającym wymieszanie gotowego nadzienia z pięcioma łyżkami startego parmezanu.


*Ha, bzdura, już wiem, o co chodziło! Każdy naleśnik ma zostać zrolowany z jednego placka, natomiast moje rozbiegane oczy z niewiadomych powodów podpowiedziały mi dwa, mało tego! jeden miał być nakrywany drugim i dopiero wtedy zawijany! O Mater Dei! Nie dziwota, że się rozlazło!

Tagliatelle z kurczakiem i szpinakiem...

...taaak, tak jest, znowu kurczak, tym razem w wydaniu dość tłustym (mascarpone!), ale i przepysznym. Delikatny, z czosnkową nutą i szpinakiem.


Składniki:
150 g makaronu tagliatelle,
50 g szpinaku, oderwane łodyżki,
1 łyżka oliwy z oliwek do smażenia,
1 pojedyncza pierś kurczaka, pokrojona w paseczki,
2 ząbki czosnku, posiekane,
2 łyżki posiekanych liści świeżego estragonu (moja hurtownia przypraw spaprała sprawę, estragonu jak nie miałam, tak nie mam; bezestragonnym polecam więc w to miejsce dużo majeranku i bazylii),
1/2 filiżanki serka mascarpone.

Przygotowanie:
Makaron wrzucić na osoloną, wrzącą wodę i ugotować al dente. Szpinak umyć i wyłożyć na patelnię. Podlać dwiema łyżkami wody i podgotować aż do zwiędnięcia. Potem odsączyć, posiekać drobno i na razie odłożyć.
Kurczaka pokroić w paski i smażyć na patelni na łyżce oliwy (lub oleju). Pod koniec smażenia dodać posiekany czosnek i zrumienić go. Zmniejszyć ogień do minimum. Dodać posiekany szpinak, estragon, mascarpone i trzy łyżki wody z makaronu. Podgrzać bez zagotowywania, doprawić solą i pieprzem.
W oryginalnym przepisie z Kwestii Smaku makaron należy odcedzić, włożyć do garnka, wymieszać z sosem i wyłożyć na talerze, doprawiając dodatkowo oliwą i sokiem z cytryny. My jednak wolimy nieco inny sposób podawania, co widać na zdjęciach ;)

Sałatka z kurczaka z kuskusem...

...albo kurczak po raz n-ty. Wiem, co napisałam na samym początku, we wprowadzeniu - że uwielbiamy ryby. Zdaję sobie sprawę, że do tej pory nie było żadnego rybnego przepisu, za to pojawia się już druga recepta na zamianę poczciwej kury w coś smacznego. Tylko co z tego?

ಠ_ಠ

Składniki:
Sałatka:
1 i 1/4 filiżanki bulionu z kurczaka,
162g kaszy kuskus,
170g pokrojonego w kostkę, ugotowanego lub usmażonego kurczaka,
1/2 filiżanki pokrojonych w cienkie talarki zielonych cebulek,
1/2 filiżanki pokrojonych w kostkę rzodkiewek (około trzech dużych),
1/2 filiżanki poszatkowanego, wypestkowanego, obranego ogórka (osobiście nie jestem przekonana, czy wilgotny ogórek, wyłaniający się zza soczystego kurczaka i pysznej kaszy to jest to, co lubię, ale Rafał nie miał żadnych zastrzeżeń, a ja ogólnie nie przepadam za ogórkami, więc oficjalnie nie odradzamy ;)),
1/4 filiżanki poszatkowanych liści pietruszki,
2 łyżki podsmażonych orzeszków piniowych (pamiętacie, co pisałam o orzeszkach piniowych przy okazji pesto? No właśnie).

Dressing:
1/4 filiżanki octu z białego wina,
1 i 1/2 łyżki oliwy z oliwek extra virgin,
łyżeczka kuminu (aka kminu rzymskiego),
pół łyżeczki soli,
1/8 łyżeczki zmielonego czarnego pieprzu,
zgnieciony ząbek czosnku.

Przygotowanie:
Bulion zagotować i stopniowo wrzucać do niego kuskus. Zdjąć z ognia, przykryć i pozostawić na pięć minut. Zamieszać widelcem i przełożyć do dużej miski. Poczekać, aż wystygnie. Dodać kurczaka, cebulę, rzodkiewki, ogórek, pietruszkę (z tej zrezygnowaliśmy) i orzeszki piniowe (u nas pestki słonecznika); powoli i delikatnie wymieszać.

By zrobić dressing należy połączyć ocet i pozostałe składniki i wytrzepać trzepaczką albo widelcem. Tak przygotowanym płynem polać sałatkę i wymieszać.

Ta-daaa!

PS Niedługo robimy powtórkę, kuskus już czeka, spodziewajcie się fotografii!

Surówka z selera naciowego z jabłkiem i orzechami...

...czyli some recipes are bigger than others. Pozdrawiam wszystkich czytających tego bloga (są tacy?) znad dwóch mielonych, kilku pyr i michy pysznej surówki. Surówka jest "pyszna", o ile przepada się za smakiem selera; ja go wprost uwielbiam. Przysmaczek wymyśliła Izabela z ilewazy.pl i stamtąd też podkradłam przepis ;)

Składniki:
2 łodygi selera naciowego,
2 łyżki jogurtu,
5 orzechów włoskich,
małe jabłko,
opcjonalnie szczypta cynamonu.

Przygotowanie:
Proste jak budowa cepa. Selery tniemy na kawałki, raczej cieńsze, niż grubsze, jabłko trzemy na tarce, łączymy to wszystko z jogurtem i orzechami. Doprawiamy cynamonem.

Sos słodko-kwaśny...

...czyli historia pewnego garnka. Zacznę od trawestacji znanego zdania dotyczącego Władcy Pierścieni J.R.R. Tolkiena: świat dzieli się na dwie grupy ludzi, takich którzy próbowali sosu słodko-kwaśnego i takich, którzy niedługo go spróbują. Rozentuzjazmowani pierwszymi próbami i nakręceni kulinarną niezależnością (czyt. koniec z fast-foodami) postanowiliśmy podjąć to orientalne wyzwanie. Przepis wydawał się prosty i zachęcający. Aby nie przesadzić, zdecydowaliśmy się użyć jedynie połowy ilości podanych składników; nie ma co szaleć. No i wyszedł nam... wielki garnek sosu, którego starczyło na następny tydzień. Nawet nie wiecie, do czego można go dodać w akcie desperacji!
Ilość składników w przepisie należy zredukować o połowę, jeśli chcecie nam dorównać. Z całości wyjdzie prawdopodobnie zaopatrzenie dla małej restauracji.

Składniki:
3 kg pomidorów,
1kg cebuli,
2 łyżki soli,
1 papryka,
2,5 szklanki cukru,
3/4 szklanki octu (wspięliśmy się na wyżyny matematycznych szczytów dzieląc to na pół),
2 łyżki papryki słodkiej (przyprawy)
1/4 łyżki chili (może być pieprz cayenne),
1 łyżka curry,
1/4 łyżki pieprzu białego (należy uważać z tymi wszystkimi ostrymi przyprawami)
1 łyżka granulowanego czosnku,
1 puszka kukurydzy,
1 puszka ananasa.
2 łyżki musztardy,
2 łyżki mąki ziemniaczanej.

Przygotowanie:
Cebulę i pomidory pokroić w kostkę i gotować godzinę. Potem dodać  pokrojoną paprykę i pozostałe składniki, gotować jeszcze pół godziny; dodać mąkę, zagotować.

Pisząc, że z chilli i pieprzem należy 'uważać', mamy na myśli mniej więcej to, by rzeczoną ilość przypraw wrzucać fragmentami i próbować. Tak jest, to niepozorne '1/4 łyżki' trzeba jeszcze podzielić i, proszę mi wierzyć, wiem, co piszę. Nasz pierwszy sos był przepyszny, ale  n i e m i ł o s i e r n i e  ostry - Ola.

Babeczki bananowe z białą czekoladą...

...FTW! Czy wspominałam już, że uwielbiam, kocham, dałabym się pokroić za białą czekoladę?
Rafał zwykle woli orzechową, ale ta kombinacja na tyle przypadła mu do gustu, że gdy zrobiliśmy dwa zestawy muffin, to on zajadał się właśnie bananowymi, a ja wcinałam pozostałe - marchewkowe.

Składniki:
250 g mąki pszennej,
100 g białego cukru,
50 g brązowego cukru,
1 łyżeczka proszku do pieczenia,
0,5 łyżeczki sody,
szczypta soli,
tabliczka białej czekolady,
2 jaja,
113g rozpuszczonego masła,
3 banany,
łyżeczka ekstraktu waniliowego (lub aromatu, standardowo).

Przygotowanie:
Mąkę, cukier, proszek do pieczenia, sól i pokruszoną czekoladę łączymy razem w misce. Nie, nie podjadamy czekolady. W drugiej misce roztrzepujemy jajka, wystudzone masło, wanilię, rozdrobnione banany. Łączymy ze sobą to, cośmy namodzili w obu miskach, mieszając powoli i lekko. Łyżką, nie mikserem. Wypełniamy papilotki/foremki do 3/4 wysokości i pieczemy ok. 25-30 minut na środkowym poziomie kuchenki w 180 stopniach.

Babeczki marchewkowe...

...chociaż według Kwestii Smaku to tzw. 'cupcakes': "Cupcakes od muffinów różnią się tym, że są słodsze, bardziej deserowe i zwykle są polukrowane i/lub udekorowane. Są też nieco niższe od muffinów i trochę delikatniejsze". Wierzymy na słowo ;)

Składniki (na 12 sztuk):
4 średnie marchewki (2 szklanki startej),
1 i 1/2 szklanki mąki,
1 i 1/2 łyżeczki proszku do pieczenia,
1/2 łyżeczki sody oczyszczonej,
3/4 łyżeczki soli,
łyżeczka cynamonu,
1/2 łyżeczki imbiru,
1/4 łyżeczki gałki muszkatołowej,
3/4 szklanki oleju roślinnego,
 3 duże jaja lub 4 mniejsze,
1 szklanka brązowego cukru,
1 łyżeczka ekstraktu z wanilii.

Co pomijamy:
Cały lukier pomarańczowy, czyli:
1 i 1/4 szklanki cukru pudru,
3 łyżeczki drobno startej skórki z pomarańczy,
2 - 4 łyżki wyciśniętego soku z pomarańczy.

Przygotowanie:
Marchewkę obieramy i trzemy na tarce - będziemy potrzebowali dwóch szklanek takich wiórów Gdzieś przeczytałam niezły patent - można użyć tego, co zostaje w sokowirówce po przygotowaniu soku. Naprawdę dobry pomysł. Do miski przesiewamy mąkę, proszek do pieczenia, sodę, sól i przyprawy (cynamon, imbir, gałka). Bieremy drugą michę, w której bełtamy (trza mieć takie ustrojstwo do ubijania jajek, nie wiem, jak to się nazywa... miotełka? KS dopuszcza mikser na wolnych obrotach) olej, cukier, jaja, marchewkę, aromat/ekstrakt waniliowy. Potem łączymy toto z mieszaniną mączną, ale, uwaga! nie jakimś cholernym mikserem, tylko łyżką, jasne? W przeciwnym wypadku wyjdzie guma - przynajmniej tak uzasadniano ten rygor na jednej z kulinarnych stron. 
Tak uzyskaną masę wykładamy do form silikonowych lub papilotek, umieszczonych w teflonowych formach i pieczemy, ustawiwszy na piekarnikowej kratce, przez 25 minut w 180 stopniach.

PS Niezależnie od tego, jak bardzo będziecie głodni, nie radzimy bawić się w wyciąganie świeżo upieczonych babeczek z papilotek/foremek.  Ręczymy, że z dwunastu muffin zrobi się bardzo nieregularne dwadzieścia cztery plus jakieś odłamki.

Waniliowe naleśniki z bananami

Mamy z Rafałem dwa ulubione miejsca, w których serwowane są naleśniki - jedno to schronisko Murowaniec (Jeżeli ktoś nie przepada za górami, to proszę wierzyć mi na słowo; nigdy wcześniej, ani później nie miałam czegoś takiego w ustach!), a drugie to pewna niewielka naleśnikarnia w Konstancinie, na którą natknęliśmy się przy okazji jednej z rowerowych wycieczek. Te dwa miejsca wyznaczyły kierunek moim naleśnikowym poszukiwaniom i próbuję odtąd bez przerwy znaleźć coś, co zbliżyłoby się do (głównie tatrzańskiego) ideału. Dzień przez Walentynkami udało mi się wyszperać przepis, który będzie clou dzisiejszej notki: Crêpes* z bananami.
Te naleśniki to czysty obłęd. Naprawdę. Umierałam z każdym ugryzieniem, a moment, w którym moje dwa cudowne placuszki, zawinięte w gibką spiralkę znalazły swój kres, był prawdziwą tragedią.

Składniki:
szklanka mąki,
1/4 szklanki cukru pudru,
2 jajka,
3 łyżki roztopionego masła,
łyżeczka ekstraktu z wanilii (lub aromatu waniliowego. Ten, kto szukał ekstraktu wie, że to spory wydatek),
szklanka mleka,
szczypta soli,
1/3 kostki masła,
1/4 szklanki brązowego cukru (myśmy użyli zwykłego),
1/4 łyżeczki mielonego cynamonu,
1/4 łyżeczki gałki muszkatołowej,
pół szklanki śmietany,
6 bananów,
szczypta mielonego cynamonu.

To, co jest w oryginalnym przepisie, a co my sobie darowaliśmy:
2 szklanki bitej śmietany,
kandyzowane owoce (mango, skórka pomarańczowa, itp),
1 łyżeczka startej czekolady.

Przyrządzenie:
Mąka et cukier - sio! do miski. Dorzucamy jaja, mleko, roztopione masło, zapach waniliowy und sól. Miksujemy wszystko. Ma być gładkie, czyli że bez grudek. Rozpuszczamy na patelni łyżkę masła i wlewamy ciasto. Naleśnik powinien przykrywać cały spód patelni cienką warstwą. Smażymy jedną stronę, potem drugą - logika z którą trudno się spierać. Gotowe naleśniory odkładamy na talerz i przykrywamy, coby się nie wysuszyły. Na patelni rozpuszczamy resztę masła. Wsypujemy tam cukier, gałkę, cynamon. Dodajemy śmietanę i podgrzewamy na niewielkim ogniu, by wszystko nam ładnie zgęstniało. Banany kroimy wzdłuż i pakujemy prosto do sosu. Podgrzewamy je przez 3-4 minuty. I fertig. Zostaje nam jeszcze tylko zawinąć banany w naleśniki. Byłabym zapomniała: przed podaniem kobietom należy koniecznie zabrać wagi oraz centymetry.

*W moim, dość ignoranckim wyobrażeniu naleśniki dzielą się na francuskie, cieniutkie crêpes oraz amerykańskie, grubaśne pancakes. Domyślam się, że tego wszystkiego jest więcej. A może, wyjątkowo, nie?

'Kurczakowe kebaby z kremowym pesto'...

 

...tak brzmiałoby dosłowne tłumaczenie przepisu, który wykopaliśmy. Kij z tym, dla nas 'kebaby' to swojskie 'szaszłyki' i może niech tak zostanie, right?*

Składniki:
2 łyżeczki startej skórki cytrynowej,
4 łyżeczki świeżego soku z cytryny,
2 łyżeczki czosnku granulowanego lub świeżego,
2 łyżeczki oliwy z oliwek,
pół łyżeczki soli,
¼ łyżeczki czarnego pieprzu,
żółta papryka,
pomidorki koktajlowe,
pierś kurczaka,
jedna cebula, najlepiej czerwona.

Zaprawa:
łyżka pesto (przepis w poprzedniej notce),
2 łyżki jogurtu,
2 łyżki śmietany.

Przygotowanie:
Skórkę, sok, czosnek, oliwę, sól i pieprz należy bezceremonialnie rypnąć do miski. Do tej samej miski włożyć kurczaka, pokrojonego w kostki, takąż paprykę i cebulę, wymieszać i na moment odstawić. Nadziewać na patyczki do szaszłyków, zapiekać (najlepiej w jakimś naczyniu, oblane zalewą z michy, ale obejdzie się i bez tego) przez 12 minut w ok. 180 stopniach, od czasu do czasu przewracając szaszłyki na drugi boczek. Pesto połączyć z jogurtem i śmietaną i podawać z szaszłykami.

*BTW, kojarzy ktoś Falloutową zabaweczkę, zwaną 'Shishkebab'?

Pesto dla biednych i leniwych...

...czyli bez orzeszków piniowych i w blenderze. Nie, naprawdę, nie mamy kamiennego moździerza*. Tak, to straszne. Tak, zaraz przyjdzie Gordon Ramsay i będzie bić nas po twarzach. Tak, to nie jest 'prawdziwe, włoskie pesto'. Tak, idziemy się utopić.

Składniki:
100 g liści świeżej bazylii,
2 ząbki czosnku,
6 łyżek tartego parmezanu (użyliśmy zwykłego sera, ale to ostateczność),
1/4 szklanki orzeszków piniowych (inne też dają radę. Pestki słonecznika są pycha),
1/2 szklanki oliwy z oliwek.

Przygotowanie:
Pestki słonecznika udające orzeszki piniowe uprażyć na patelni. Wszystko (poza oliwą) należy wrzucić do miksera albo blendera i zmasakrować, dodając oliwy wedle uznania. Ta-daaam!

*Już mamy. 29,90zł, God bless Ikea.
Szanowni Państwo,

kim jesteśmy i o co tu chodzi?

Jesteśmy parą, dziarskim Rafałem z Warszawy i zjełczałą Aleksandrą z Wrocławia. Razem mamy pięćdziesiąt jeden lat i 349cm wzrostu. Kucharze z nas żadni, krytycy kulinarni tym bardziej (lubimy - o zgrozo! - pochłonąć sobie czasami solidnego hamburgera-zdychajło, a na dodatek kompletnie nie znamy się na winach), ostatnio jednak zaczęliśmy próbować swoich sił w kuchni i odkryliśmy, że to jest taki prostopadłościenny rodzaj kota - obniża ciśnienie krwi i wpływa ogólnie pozytywnie, przynajmniej dopóty dopóki nie zacznie żyć własnym życiem i wymykać się spod kontroli. To jest więc jeden z celów bloga - założenie smyczki na prostopadłościan, by nie hasał. I z jakichś względów uznaliśmy, że kogokolwiek będzie to interesować.
Chcielibyśmy również stworzyć pewien rodzaj książki kucharskiej do użytku naszego, naszych znajomych i każdego Czytelnika, który się tu zjawi. Jak dotąd najczęściej gotowaliśmy ze świętej strony kulinarnych poszukiwaczy w Polsce - mowa o Kwestii Smaku, pojawiały się też pozycje z anglojęzycznego Cooking Light (w praktyce nie zawsze light) oraz z dzikiego zagłębia pomysłów - Czarnej Oliwki, czyli zbioru receptur serwisu o2.pl. Ale nie tylko. Nie ograniczamy się do paru witryn - pracowicie przekopujemy internet, by znaleźć ten przepis, który w danym momencie rzeczywiście nas zafrapuje.

Za czym nie przepadamy i/lub czego tutaj prawdopodobnie nie będzie:

Pod barszczem czerwonym i jedzeniem o smaku kokosa, a także flaczkami podpiszę się prawdopodobnie tylko ja, Ola - Rafał na obie zupy reaguje wręcz alergicznie i obdarza te zacne potrawy najgorszymi przymiotnikami. Wątpię także, by na bloga kiedykolwiek zawitała wątróbka, a jeżeli jakiś przepis zawiera bitą śmietanę, to prawdopodobnie go zmodyfikujemy.
Nie jesteśmy też krezusami, w związku z tym patrzymy spode łba na fikuśności z kawiorem, homarami i szynką parmeńską. Staramy się również nie znajdować potraw, wymagających wielu dziwacznych i drogich składników w dużych opakowaniach, których zużywa się minimalne ilości, a potem zostawia całą resztę na zmarnowanie.

Co będzie prawdopodobnie częściej, niż inne rzeczy:

Mamy ogromną słabość do pesto, roqueforta i innych śmierdzieli, czosnku oraz ryb, zwłaszcza tuńczyka i łososia. Staramy się nie myśleć o rtęci. (Co ułatwia nam, notabene, rtęć, gromadząca się w naszych organizmach i degenerująca komórki mózgu) Rafał dałby się pokroić za chili con carne, a ja za naleśniki z bananami i spaghetti carbonara. I za białą czekoladę. (Niestety! Najgorszy rodzaj czekolady to mój ulubiony!).

Na razie zajmiemy się wrzucaniem na bloga tego, co ugotowaliśmy do tej pory. Nowe eksperymenty powinny pojawić się w następnym tygodniu. Ach, zdjęcia! Zdjęcia czasami będą, czasami nie. W miarę możliwości będziemy starali się uzupełniać przepisy o fotografie, ale na to potrzeba czasu i powtórzenia niektórych potraw.