Waniliowe naleśniki z bananami

Mamy z Rafałem dwa ulubione miejsca, w których serwowane są naleśniki - jedno to schronisko Murowaniec (Jeżeli ktoś nie przepada za górami, to proszę wierzyć mi na słowo; nigdy wcześniej, ani później nie miałam czegoś takiego w ustach!), a drugie to pewna niewielka naleśnikarnia w Konstancinie, na którą natknęliśmy się przy okazji jednej z rowerowych wycieczek. Te dwa miejsca wyznaczyły kierunek moim naleśnikowym poszukiwaniom i próbuję odtąd bez przerwy znaleźć coś, co zbliżyłoby się do (głównie tatrzańskiego) ideału. Dzień przez Walentynkami udało mi się wyszperać przepis, który będzie clou dzisiejszej notki: Crêpes* z bananami.
Te naleśniki to czysty obłęd. Naprawdę. Umierałam z każdym ugryzieniem, a moment, w którym moje dwa cudowne placuszki, zawinięte w gibką spiralkę znalazły swój kres, był prawdziwą tragedią.

Składniki:
szklanka mąki,
1/4 szklanki cukru pudru,
2 jajka,
3 łyżki roztopionego masła,
łyżeczka ekstraktu z wanilii (lub aromatu waniliowego. Ten, kto szukał ekstraktu wie, że to spory wydatek),
szklanka mleka,
szczypta soli,
1/3 kostki masła,
1/4 szklanki brązowego cukru (myśmy użyli zwykłego),
1/4 łyżeczki mielonego cynamonu,
1/4 łyżeczki gałki muszkatołowej,
pół szklanki śmietany,
6 bananów,
szczypta mielonego cynamonu.

To, co jest w oryginalnym przepisie, a co my sobie darowaliśmy:
2 szklanki bitej śmietany,
kandyzowane owoce (mango, skórka pomarańczowa, itp),
1 łyżeczka startej czekolady.

Przyrządzenie:
Mąka et cukier - sio! do miski. Dorzucamy jaja, mleko, roztopione masło, zapach waniliowy und sól. Miksujemy wszystko. Ma być gładkie, czyli że bez grudek. Rozpuszczamy na patelni łyżkę masła i wlewamy ciasto. Naleśnik powinien przykrywać cały spód patelni cienką warstwą. Smażymy jedną stronę, potem drugą - logika z którą trudno się spierać. Gotowe naleśniory odkładamy na talerz i przykrywamy, coby się nie wysuszyły. Na patelni rozpuszczamy resztę masła. Wsypujemy tam cukier, gałkę, cynamon. Dodajemy śmietanę i podgrzewamy na niewielkim ogniu, by wszystko nam ładnie zgęstniało. Banany kroimy wzdłuż i pakujemy prosto do sosu. Podgrzewamy je przez 3-4 minuty. I fertig. Zostaje nam jeszcze tylko zawinąć banany w naleśniki. Byłabym zapomniała: przed podaniem kobietom należy koniecznie zabrać wagi oraz centymetry.

*W moim, dość ignoranckim wyobrażeniu naleśniki dzielą się na francuskie, cieniutkie crêpes oraz amerykańskie, grubaśne pancakes. Domyślam się, że tego wszystkiego jest więcej. A może, wyjątkowo, nie?

Brak komentarzy: