Bulion drobiowy...

...czyli o momencie, w którym drogi kostki rosołowej oraz człowieka nieuchronnie rozchodzą się i co dzieje się potem. Nie ma co się oszukiwać, ta chwila przychodzi prędzej, czy później, chyba że ktoś bardzo nie lubi gotować i kocha glutaminian. Najbardziej podstawowy przepis na świecie, ale nic chyba nie sprawiło nam do tej pory tylu problemów. Bulion drobiowy robiliśmy trzy razy i dopiero ten, na który przepis podała mi moja Mama, wyszedł na tyle, że dało się z niego skorzystać. W przeciwieństwie do poprzednich*, nie dodaje się do niego żadnych przypraw, co sprawia, że nie trzeba zmieniać proporcji tychże w przepisach, w skład których bulion wchodzi.

Składniki:
500g skrzydełek albo innego mięsokośćca z kurczaka,
2 marchewki,
2 pietruszki,
seler,
opalona na ogniu cebula,
por,
2 ząbki czosnku.

Przygotowanie:
Kurczaka umyć i zalać w garnku wrzątkiem, gotować 15 minut na małym ogniu (takim, żeby woda jeno robiła od czasu do czasu przeurocze 'bulk!'). Zebrać szumy aka męty, wrzucić warzywa (poza cebulą), gotować 10 minut. Wrzucić cebulę i jechać jeszcze 10 minut.

Zdjęć nie ma, ale chyba nikt ich w tym miejscu nie potrzebuje, nie?

*Pierwsza wersja zawierała w sobie kumin. To była pomyłka. Nie dodawajcie nigdy kuminu do bulionu, naprawdę.

Brak komentarzy: